Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 46 —

skończy się to dobrze; już ja to widzę. Zapamiętajcie, co wam mówię. Dobrze nad nią czuwajcie! To rzekłszy, pobiegł za przyjaciółmi.
Wszędy niesprawiedliwość! wszędy niesprawiedliwość! mruczał Toby, załamując ręce. — Źli jesteśmy z natury i nie mamy powodu żyć na świecie!
Gdy słowa te mówił, poczęły nań spływać dźwięki dzwonów. Pełne, rozgłośne, dźwięczne, ale nie pocieszające. Nie, wcale nie pocieszające.
— Całkiem inaczej brzmi ta melodja — rzekł starzec, zasłuchany. Ani śladu w nich z tych wszystkich urojeń. Bo i skądby? Nowy rok obchodzi mnie równie mało jak stary. Gdybymż to już mógł umrzeć!
Wciąż jeszcze rozbrzmiewały dźwięki dzwonów, wywołując potężne fale powietrzne. „Wytępić, wytępić! Stare dobre czasy, stare dobre czasy! Fakty i cyfry, fakty i cyfry! Wytępić, wytępić!“ To mówiły dzwony, o ile wogóle coś mówiły, aż Toby uczuł zawrót głowy.
Wzburzoną głowę ujął oburącz, jakby ją chciał uchronić od pęknięcia, i zrobił