Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —

Alderman — tyle się mówi głupstw o biedzie i o „złych czasach“; tak brzmi ten frazes, nieprawdaż? Ha, ha, ha! Ja frazes ten wytępię. Poza tem, bardzo się rozpowszechniło głupie utyskiwanie, że lud głoduje — i to ja wytępię. Bo wierzcie, mi — znów się zwrócił do swych przyjaciół — u tych ludzi da się wszystko wytępić, skoro się tylko umie do tego zabrać.
Trotty zbliżył się do Małgosi i wziął ją za rękę; zdawał się jednak nie wiedzieć, co robi.
— Wasza córka, co? spytał Alderman, poufale ujmując ją pod brodę.
Zawsze przystępny w stosunku do klasy robotniczej, ten nieoceniony pan Alderman Cute! On wie, co się tym ludziom podoba! Ani w nim cienia dumy!
— Gdzie jej matka? spytał czcigodny pan.
— Nie żyje — odparł Toby. — Matka jej była praczką i powołana została do nieba, gdy ta przyszła na świat.
— Ale chyba nie poto ją powołali, by tam prała bieliznę? żartobliwie zauważył Alderman.
Nie wiadomo, czy Toby umiał czy nie umiał wyobrazić sobie swoją żonę