Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —

Trotty był tak wzburzony, że go wcale nie obeszło, gdy Alderman sam spożył kawałek flaka. Ulżyło mu nawet na sercu, że się go pozbył.
— A co pan powie? żartobliwie zwrócił się Alderman do człowieka o czerwonej twarzy, w błękitnym fraku. — Już pan słyszał opinję przyjaciela Filera. Co pan teraz powie?
— Co mogę powiedzieć? odparł zagadnięty. — Co można powiedzieć? Kto w dzisiejszych zwyrodniałych czasach, zajmowałby się podobnem stworzeniem? Gestem wskazał na Toba. — Spójrz pan na niego! Co za istota! Och, gdzież się podziały dobre stare czasy, piękne stare czasy, wielkie stare czasy! Wtedy można było wychować silny stan chłopski. Wtedy można było podjąć się wszystkiego. Dziś się nic zrobić nie da. Ach! westchnął pan z czerwoną twarzą — te dobre stare czasy, dobre stare czasy!
Nie wyjaśnił, o jakich czasach myślał i nie powiedział też, czy dzisiejszym czyni narzut przez niesamolubną świadomość, że nie uczyniły prawdziwie nic godnego uwagi, wydając jego osobę.
— Dobre stare czasy, dobre stare czasy! powtórzył. — Co to były za czasy!