Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —

było możliwem tobie coś przynieść i... i jeszcze coś innego.
Toby wciąż jeszcze niedowierzał, ale córka spojrzała nań tak serdecznie i kładąc mu rękę na ramieniu, prosiła, by jadł, dopóki jeszcze wszystko ciepłe; tedy Trotty znów ujął nóż i widelec i ponownie zabrał się do dzieła, ale znacznie powolniej niż wpierw i potrząsając głową, jak gdyby wcale nie był z siebie zadowolony.
— Ja — poczęła Małgosia po chwilowem wahaniu — jadłam obiad z Ryszardem. Wcześnie, dziś obiadował, a ponieważ przyniósł z sobą jedzenie, odwiedzając mnie, więc... się niem podzieliliśmy.
Trotty połknął łyk piwa i oblizał się. Poczem w odpowiedzi, na którą córka zdawała się czekać, rzekł: — O — do!
— I Ryszard mówi, tatku — podjęła znów Małgosia, lecz zaraz urwała.
— Cóż on mówi, Małgosiu? spytał Toby.
— Ryszard mówi, tatku... znów urwała.
— Ryszard coś mówi długo — zauważył Toby.
— Mówi więc — znów zaczęła Małgosia, podnosząc wreszcie oczy i mówiąc wprawdzie głosem drżącym, lecz wyraź-