Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —

nie będące dzwonem, lecz tem, co tak często słyszał w melodji dzwonów. Mimo to Toby z oburzeniem odpierał krążące wśród ludzi podanie, że coś straszy w dzwonnicy, gdyż wskazywało to na możliwość łączenia dzwonów z jakiemiś złemi siłami. Jednem słowem, dzwony bardzo często dźwięczały mu w uszach i plątały mu się po głowie, ale zawsze w znaczeniu najlepszem, a bardzo często tak mu sztywniał kark od wpatrywania się z zadartą głową i otwartą gębą w wysoką dzwonnicę, w której wisiały, że następnie musiał raz czy dwa razy dłużej galopować, by pozbyć się tej sztywności.
To samo właśnie robił w pewien zimny dzień, gdy ostatni senny dźwięk godziny dwunastej, niby olbrzymia melodyjnie pobrzękująca, lecz wcale nie pracowita pszczoła, wybiegały z wieżycy.
— Ach, południe! rzekł Toby, galopując przed kościołem tam i napowrót — Ach!
Nos Toba był bardzo czerwony i powieki jego były bardzo czerwone i często niemi mrugał i w górę podnosił ramiona, że niemal dotykały uszu, a nogi miał całkiem zdrętwiałe; krótko mówiąc, temperatura jego zbliżała się do punktu zamarznięcia.