Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 158 —

dożyli wielu lat szczęśliwych, ukochana moja!
I Ryszard omal jej nie zadusił pocałunkami.
W ciągu tej sceny Trotty był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Usiadł na krześle, rękoma uderzał się po kolanach i płakał. Usiadł na krześle, rękoma uderzał się po kolanach i śmiał się. Usiadł na krześle, rękoma uderzał się po kolanach i śmiał się i płakał równocześnie. Wstał z krzesła, pieścił i głaskał Małgosię. Wstał z krzesła, pieścił i głaskał Ryszarda. Wstał z krzesła i pieścił i głaskał oboje równocześnie. Podbiegł do Małgosi i ujął jej świeżą twarz w obydwie dłonie, ucałował ją i cofał się wstecz jak rak, by jej nie utracić z oczu i znów biegł ku niej, jak nakręcona figurka w szopce, a co chwila znów siadał na krześle, by natychmiast znów się zerwać i biec ku córce. Jednem słowem, nie posiadał się z radości.
— Jutro twój ślub, dziecino najdroższa? pytał Trotty. — Naprawdę twój ślub, Małgosiu!
— Dzisiaj — odpowiedział Ryszard — ściskając go za ręce — już dzisiaj. Dzwony właśnie biją na Nowy Rok. Posłuchajcie!