Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 157 —

dobre, wieczne wytrwałe przyjacioły, nie były w tej chwili na przywitanie Nowego Roku zaczęły dzwonić tak wesoło i radośnie i donośnie, że zerwał się na równe nogi, rozpraszając czar, trzymający go na uwięzi.
— Możesz tatku robić co chcesz — rzekła Małgosia — ale ja ci już nie pozwolę nigdy jeść flaków, jeśli wpierw nie zapytasz lekarza. Bo nie masz pojęcia, jaki miałeś sen niespójny!
Siedziała przy stoliczku w pobliżu ognia, szyjąc swą skromną ślubną sukienkę, przybierając ją wstążkami. Cała jej postać promieniowała taką błogością, urodą, wdziękiem i dobrą wiarą, że Trotty krzyknął głośno, jak gdyby w izbie swej zobaczył był anioła. Następnie zerwał się i pochwycił ją w objęcia. Ale nogi zaplątały mu się w gazetę, która spadła na ziemię, a tymczasem ktoś się wsunął między niego a Małgosię.
— Nie — rzekł ów ktoś głosem serdecznym, wesołym. — Nawet wam nie wolno. Pierwszy całus Małgosi w Nowy Rok mnie się należy. Mnie! Całą godzinę stałem przed domem, by uszłyszeć dzwony i zdobyć całusa. Małgosiu, serce drogie, szczęśliwego Nowego Roku! Obyśmy