Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 156 —

Niebo przeznaczyło ją do dobrego. Niema na świecie matki kochającej, która nie doszłaby do tego, gdyby musiała była takie pędzić życie. O, zlitujcie się nad mojem dzieckiem, które nawet w tej chwili lituje się nad swojem dzieckiem i samo umiera i zabija swą duszę nieśmiertelną, aby je ocalić!
Leżała w jego objęciach. A on ją trzymał silnie. Czuł w sobie siłę olbrzyma.
— Widzę pośród was ducha dzwonów — rzekł starzec, zobaczywszy dziecko i natchniony niejako jego widokiem, mówił: — Wiem, że czas sprawuje pieczę nad przypadającym nam udziałem. Wiem, że pewnego dnia wzbierze ocean czasu, i niby liście spłuka tych, co nas krzywdzą i ciemiężą. Widzę to morze, jak wzbiera i się podnosi. Wiem, że powinniśmy ufać i mieć nadzieję i nie wątpić o pierwiastku dobra ani w nas samych, ani w innych. Nauczyłem się tego od istoty, sercu memu najbliższej. Znów ją trzymam w objęciach. O, dobre, łaskawe duchy, naukę tę zapisuję w piersi, do której ją tulę. O, dobre łaskawe duchy, jestem wam wdzięczny.
Byłby jeszcze więcej powiedział, gdyby dzwony, stare kochane dzwony, jego