Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 148 —

ręku, gdy matka Lilly umarła i mi ją pozostawiła!
— Gdy matka Lilly umarła i ją pozostawiła! powtórzyła Małgosia głosem wzburzonym.
— Czemu to powiedziałaś tak gwałtownie? Czemu się we mnie tak wpatrujesz, Małgorzato?
Padła na krzesło, przycisnęła dziecko do piersi i płakała. Chwilami odsuwała je nieco, trwożnie wpatrując się w jego twarzyczkę. I znów je przycisnęła do piersi. Gdy na nie patrzyła, do miłości jej przyłączało się coś dzikiego, coś strasznego. Wtedy stary jej ojciec płakał.
— Idź za nią! rozbrzmiewało po domu — naucz się od istoty, sercu twemu najbliższej!“
— Małgorzato — rzekł Fern, pochylając się nad nią i całując ją w czoło. — Dziękuję po raz ostatni. Dobranoc! Bywaj zdrowa! Podaj mi rękę i powiedz, że od tej chwili mnie zapomnisz i będziesz myśleć, jako o kimś, który już skończył.
— Coście zrobili? spytała znowu.
— Tej nocy wybuchnie pożar — rzekł, odsuwając się od niej. — Dużo będzie pożarów tej zimy, by rozświetlały ciemne noce — rano, w południe, wieczór i o pół-