Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 139 —

chodził mimo niej obojętnie; a już najbardziej cierpiała wtedy, gdy Ryszard począł schodzić na manowce.
— Tak, on zeszedł na manowce? — spytał dżentleman, wyciągając czop z beczki, by zaglądnąć do jej wnętrza.
— Bo widzi pan, mnie się zdaje, że on sam nie wiedział dobrze, czego chce. Zdaje mi się, że sobie wziął do serca to zerwanie i gdyby się nie był wstydził owych panów, i nie obawiał się, że ona go już może nie zechce, to z pewnością byłby zrobił wszystko, by odzyskać przyzwolenie i rękę Małgosi. Jestem tego pewna. On wprawdzie nigdy o tem nie mówił, ale tem gorzej. Zaczął pić, przebywał w złem towarzystwie, rozpróżniaczył się, używając swobody życia, która miała być o tyle lepszą od małżeństwa. Stopniowo tracił dobrą reputację, zdrowie, siły, przyjaciół, pracodawców, wszystko!
— Nie wszystko, Mrs. Tugby — zauważył dżentleman — bo zdobył przecież żonę, a radbym wiedzieć, w jaki sposób.
— Zaraz panu opowiem. Otóż takie życie prowadził przez długie lata, upadając coraz niżej i niżej; a ona, biedaczka, dość się mordowała, by zarobić na życie.