Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 134 —

Mr. Tugby przyrzekł, że się to już nie powtórzy. Jendakowoż życie jego było ciągłą walką, w której wnosząc z coraz to krótszego oddechu i coraz ciemniejszej purpury jego twarzy, on miał zostać zwyciężonym.
— Wiatr zimny i niebo zapowiada śnieg, a noc bardzo ciemna. Nieprawdaż, moja droga? ozwał się Mr. Tugby, patrząc w płomień i znów wracając myślą do powodu swej wesołości.
— Tak, ostra zima! potwierdziła żona, kiwając głową.
— Tak, tak — rzekł Mr. Tugby — lata są pod tym względem podobne do chrześcijan; jedni mają ciężką śmierć, a inni lekką. Ten rok niedaleką już ma przed sobą drogę, a jednak się tak męczy. Tem bardziej mi się podoba, Wszedł ktoś do sklepu, żono.
Ale Mrs. Tugby wstała już za pierwszem skrzypnięciem drzwi.
— Czem mogę służyć? spytała, wchodząc do sklepu. — Ach, przepraszam, Sir, nie wiedziałam, że to pan.
W ten sposób usprawiedliwiała się wobec dżentlemana w czarnym ubiorze, który w kapeluszu lekko na bakier nasa-