Strona:PL Karol Dickens - Dzwony upiorne.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 115 —

szedł — rzekł Sir Joseph, wesoło rozglądając się po otoczeniu. — Proszę mu nie przerywać. Zdaje się, że Opatrzność sama go tu zesłała. Jest on przykładem, żywym przykładem. Wierzę i jestem przekonany, że moi przyjaciele z tego skorzystają.
— Jakoś się przebijałem — mówił Fern po chwili milczenia — tak, czy owak. Ani ja, ani nikt inny, nie mógłby powiedzieć, jakim sposobem; ale było to życie tak ciężkie, że nie mogłem przybierać miny wesołej i udawać, że jestem inny, niż w rzeczywistości nim byłem. Wy, panowie, zasiadający w parlamencie, na widok człowieka o twarzy niezadowolonej, mówicie do siebie: „To człowiek podejrzany“. Mam pewne wątpliwości, powiadacie, co do tego Willa Ferna. Trzeba się mieć na baczności przed tym ptaszkiem. Nie powiem, aby to z waszej strony było czemś nienaturalnem. Ale powiadam, że od tej chwili wszystko, cokolwiek Will Fern zrobi czy nie zrobi idzie na jego rachunek!
Alderman Cute wetknął wielkie palce obydwu rąk do kieszeń kamizelki i rozparty w krześle, uśmiechał się i mrugał do stojącego w pobliżu kandelabra, jak gdyby chciał powiedzieć: — Oczywiście!