Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I oto zaledwie oswoił się z niebezpieczeństwami morza — wszystko to powiada moja żona — ten sam dom handlowy zaszczycił go najwyższem zaufaniem, ofiarując mu najlepszą posadę w swem głównem londyńskiem biurze. Wszyscy cenią go, jako dzielnego pracownika, a on szybko i daleko zajdzie w świecie handlowym. Lubią go, szanują i wuj w porę przysposobi mu pomoc przez swe bogactwo — wszakże tak, panie Sols! Moja żona nigdy się nie myli.
— Prawda, drogi przyjacielu. Moje zaginione okręty, pełne złota, bardzo w porę i szczęśliwie przybiły do lądu. Nieznaczny zasiłek, panie Tuts, ale przyda się dla młodego człowieka.
— Właśnie. Przyzna pan, że moja żona nigdy się nie myli. W takiem tedy uwagi godnem położeniu znajduje się nasz miły porucznik Walter. Cóż stąd wynika? Teraz dopiero proszę podziwiać zdumiewającą przenikliwość mojej żony. Oto co powiada pani Tuts: „Na oczach pana Dombi, pod jego dozorem zakłada się nowa... nowa... budowa“ — właśnie tak się wyraziła — „budowa, która rosnąc stopniowo, z czasem może przewyższy znamienity handlowy dom, którego przedstawicielem był tak długo. W taki sposób — wszystko to powiada moja żona — z łona jego córki z tryumfem się zjawi — nie, powiedziała, zdaje mi się —