Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gadła uczucia moje, nawet lepiej, niż ja. Nie było z czego się jej zwierzać. Była ona w owym czasie jedyną na ziemi istotą pomiędzy mną i milczącym grobem. Nie zapomnę nigdy, z jakiem mistrzowstwem utrzymała mnie nad brzegiem otchłani przy życiu. Ona wie, że ponad wszystkie sworzenia stawiam pannę Dombi, wie, że niema na świecie takiego czynu, żebym się go nie podjął dla panny Dombi. Wie, że uważam pannę Dombi za najpiękniejszego, najbardziej czarującego anioła. I cobyście, panowie, myśleli, że na to powie? Oto co: „Masz racyę, mój drogi: sama tak myślę.“
— I ja tak myślę! — mówi kapitan.
— I ja! — dodaje Salomon.
Tuts nakłada fajkę — a twarz jego oświetla się zachwytem.
— Stąd oczywiście wynika, że niema na świecie bardziej spostrzegawczej kobiety, niż moja żona. Co to za rozum! Co za przenikliwość! Nie dalej jak wczoraj wieczorem, gdyśmy gruchali jak gołąbki... Na honor, porównanie to zbyt słabo maluje moje uczucia... Nie dalej jak wczoraj rzekła: „Jak godne uwagi obecne położenie naszego Waltera! Oto po pierwszej dłuższej podróży morskiej — powiada moja żona zupełnie oswoił się z niebezpieczeństwami żeglugi “ — wszakże to prawda, panie Sols?
— Prawda!