Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tyckiej ekstazy. Dwadzieścia razy na dzień przebiega szeroką ulicę, aby się przyjrzeć złoconym literom z przeciwnej strony, a za każdym razem niezmiennie powtarza:
— Edwardzie Kuttl, serdeczny mój druhu, gdyby twoja matka była wiedziała, że staniesz się takim uczonym człowiekiem, byłaby z radości z pewnością w siódmem niebie. Tuts uwielbia swą żonę i ma ją za najmądrzejszą na kuli ziemskiej kobietę. Ilekroć opowiada o niej swym przyjaciołom, odzyskuje w pełni werwę i wymowę.
— Otóż tak, moi panowie: nie zliczyłbym wypadków, ile to razy niepospolity rozum mojej żony święcił zasłużone tryumfy. Ale największego podziwu godna bystrość, z jaką odgadła moje uczucia dla panny Dombi. Panowie rozumiecie, że uczucia te nigdy się nie zmieniły. Teraz jestem takim, jakim byłem. Panna Dombi w moich oczach to tęczowa wizya. Kiedyśmy zaczęli z panią Tuts rozprawiać o tem, no wiecie panowie... tkliwym porywie, jam utrzymywał, że mnie w owym okresie można było porównać do uwiędłego kwiatu.
Przenośnia ta bardzo przypada do gustu kapitanowi i dla tego czyni on dodatkowe filuterne spostrzeżenie, że żaden kwiatek nie więdnie tak rychło, jak róża. Bardzo dobrze.
— Ale wyobraźcie sobie — ciągnie Tuts — moje zdumienie: wszakże ona najzupełniej od-