Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale czytam odpowiedź na wargach pani: to był brat jej — Dżems!
— Bóg z tobą! Po cóż tu przychodzisz?
— Widziałam go. Śledziłam w biały dzień Jeżeli jaka iskra tliła się w mej piersi, to zamieniła się w jasny płomień, gdy oczy me go badały. Wiesz pani, jak i przez co śmiertelnie obraził dumnego człowieka, który go teraz nienawidzi. Jak ci się podoba, gdy powiem, że ja to owemu człowiekowi dostarczyłam szczegółowych wskazówek o nim?
— Wskazówek?
— Jam odszukała kogoś, co zna wszystkie tajemnice ucieczki, zna miejsce, gdzie zbieg przebywa i gdzie towarzyszka. Dumny wróg nie uronił słówka z tych wiadomości. Widziałam twarz jego, która tak się mieniła nienawiścią, ze prawie utraciła pozór ludzkiego oblicza. Oszalały rzucił się pędem, aby gonić zbiegów. Teraz jest już w drodze. A za kilka godzin co spotka twego brata?
— Usuń rękę! — zawołała Henryka — precz z moich oczu.
— Oto, czego dokonałam. Wierzysz mi pani?
— Wierzę. Puść moją rękę!
— Jeszcze chwila. Możesz stąd wnosić o sile mej zemsty, gdy czekałam na nią tak długo i zdobyłam się na taki czyn.