Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mówić, lecz Morfin popchnął go zlekka do pokoju i rzekł, że będą widywać się teraz często, może zatem kiedyindziej wyjawić, o co mu chodzi. Teraz późno.
Brat i siostra usiedli koło kominka i przegadali prawie do świtu.
Nazajutrz Jan otrzymał pisemne wezwanie od swego przyjaciela i wyszedł. Henryka pozostała sama i przesiedziała tak kilka godzin. Był już zmrok, gdy podniósłszy oczy ku oknu, ujrzała bladą, wynędzniałą postać.
— Proszę mię wpuścić, muszę z panią pomówić.
Henryka natychmiast poznała kobietę czarnowłosą, którą niegdyś w burzliwą noc ogrzała, nakarmiła i napoiła.
Przypomniawszy sobie ostatni jej wybryk, przelękła się, odstąpiła od okna i stała niezdecydowana.
— Proszę wpuścić. Chcę z panią pomówić. Już jestem cicha, wdzięczna, spokojna — wszystko, co się pani podoba, tylko muszę się rozmówić.
Energiczna prośba, wyraz twarzy, drżenie rąk błagających, przerażeniem nabrzmiały głos — tak podziałały na Henrykę, że otworzyła drzwi.
— Mogę wejść, czy mówić mam tutaj?
— Co pani trzeba? Co ma mi pani powiedzieć?