Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niech będzie, pani Braun, napiszę. Tylko więcej o nic już nie pytaj: nadaremnie. Czy długo będą jechali z osobna i co uczynią, gdy się zjadą, o tem wiem tyleż, ile i ty, to znaczy nic zgoła. Sama zrozumiesz, gdy powiem, jak wyszukałem to słowo. Powiedzieć?
— Powiedz.
— Stało się to tak. Pozostawiwszy ze mną tę panią, pan wsunął jej w rękę jakąś kartkę, mówiąc, że to na wypadek, gdyby zapomniała. Ale nie bała się zapomnieć, bo jak tylko się odwrócił, podarła papier na kawałeczki i wyrzuciła za okno karety. Na papierze był jeden wyraz dobrze to widziałem i odszukałem kawałeczek, na którym był napisany. Narysuję ci ten wyraz, ale pamiętaj o swej przysiędze.
Tu z trudem zaczął rysować na stole kredą.
— „D“ głośno wymówiła stara.
— A będziesz milczała? Nie składaj, bo przestanę pisać.
— Wypisuj więc dłuższe litery, moje oczy — wiesz — nie dobrze nawet druk rozróżniają.
Tokarz nachylił się nad rysunkiem Tymczasem pan z za drzwi wychylił się na krok za jego plecami i śledził ruchy rąk.
Alicya zaś poruszała wargami przy każdej literze, nie wygłaszając jej. W taki sposób ułożył się wyraz: DIJON.