Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

choćby w czeluści piekielnej. Ty i części tego nie wiesz, co ja, pani Braun. Niema przed nim ratunku, mówię ci.
— Czyżem ci nie przysięgła, gołąbku? Nie bój się, potrafię dotrzymać przysięgi.
— Pamiętaj. Przecież nie zechcesz gubić siebie ani mnie.
Rzucił na nią błagalne spojrzenie i potwierdził je ruchem głowy.
Stara tymczasem podniosła palec wskazujący, dając znak ukrytemu słuchaczowi, że teraz należy uważnie słuchać.
— Robie — zaczęła z przymileniem.
— No, a cóż tam jeszcze?
— Robie! Gdzie pan twój umówił zjechać się z tą panią?
Tokarz okręcił się parę razy na krześle, spojrzał na podłogę, na sufit, zagryzł paznogieć, policzył guziki kamizelki i rzekł:
— Jakże mogę o tem wiedzieć, pani Braun?
— Pomyśl, pomyśl, najdroższy. Chcę się o tem dowiedzieć i będę wiedziała.
— Ale sama osądź, nierozumna kobieto, jakże mogę wymawiać francuskie nazwy miast?
— Mogłeś słyszeć, jak je przy tobie wymawiano.
— Przy mnie wcale ich nie wymawiano.
— Toś widział, jak je pisano i teraz możesz je złożyć.