Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani Czykk ucałowała kuzynkę. Lecz parnia Toks pod pozorem poszukania na górze zgubionej chusteczki udała się za Florcią i usiłowała ją pocieszać ku wielkiemu niezadowoleniu Zuzanny Nipper, podług niej bowiem panna Toks gorszą była od krokodyla. Zresztą tym razem współczucie jej zapewne było szczere. Na jakiż zysk mogła liczyć ze współczucia ku dziecku odtrąconemu? Czyż prócz Zuzanny Nipper nikt nie starał się sprawić ulgi sercu znękanemu? Oprócz Gorączki nikt do niej ramion nie wyciągał? Nikt ku niej nie zwracał oblicza? Nikt nie ozwał się ze słowem pociechy? Nikt, nikt, nikt! Florcia samotnie żyła na pustoszy i ani jedno serce nie dzieliło jej boleści. Bez brata i bez matki, sierota kompletna, była teraz rzucona na pastwę losu — i jedna tylko Zuzanna okazywała jej współczucie. O, jakże go potrzebowała!
Gdy goście rozjechali się i w ponurem mieszkaniu pana Dombi nastał zwykły porządek, Florcia zrazu od świtu do nocy płakała, błąkała się na górze i na dole a czasem w przystępie tęsknoty uciekała do swego pokoju, łamała ręce, rzucała się na łóżko i nie mogła się ukoić. Każdy przedmiot budził w niej żałosne wspomnienia i cały dom był dla niej źródłem nieznośnych udręczeń.
Lecz miłość czysta nie może w sercu niewinnem płonąć ogniem niszczącym. Tylko