Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nas wysiłków. Jeżeliby jaki mi... ach, droga Lukrecyo, zapomniałam wyrazu. Mi — mi...
— Minister?...
— Ale nie! Coza minister! Mój Boże, oto sobie nie przypomnę. Mi..
— Milioner?
— Ach, Lukrecyo, cóż za myśli miewasz! Co tu ma do rzeczy milioner? Mi... mi... mizantrop! Ledwiem przypomniała! Jeśliby jaki mizantrop zadał mi pytanie: po co na świat przychodzimy? — Nie namyślając się, odpowiedziałabym: Po to, aby czynić wysiłki.
— Prawda, najzupełniejsza prawda!
— Na nieszczęście przykład mamy przed oczami. Wszystkie te okropne niedole nie zwaliłyby się na naszą rodzinę, gdyby wysiłek nastąpił w swojej porze. Nikt mnie na świecie nie przekona, że gdyby biedna Fanni uczyniła wysiłek, którego się od niej domagano, nasze dzieciątko otrzymałoby od natury silny organizm. Dlatego, Florciu, musisz uzbroić się w odwagę i moc ducha. Egoistyczny ból twój mógłby jeszcze więcej zdenerwować tatusia.
— Droga cioteczko! — zawołała Florcia, klękając przed panią Czykk, aby jej lepiej patrzeć w twarz — powiedz mi na miłość Boską, powiedz, co się z tatusiem dzieje? Czyż on się naprawdę poddał rozpaczy?
Okrzyk ten bardzo wzruszył uczuciową pannę Toks. Może zdało się jej, że serce od-