Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czyż doprawdy w tem życiu tak czynnem, tak skrzętnem utrata wątłej istoty może w czyjem sercu zostawić pustkę na tyle szeroką i głęboką, że chyba szerokość i głębia bezkresnej wieczności zdołałaby ją wypełnić! Florcia w swym bólu mogłaby odpowiedzieć: Braciszku, najmilszy, ukochany braciszku! Jedyny przyjacielu i towarzyszu mego samotnego dzieciństwa! Jakaż myśl, jeśli nie myśl o wieczności zleje na me gorzkie życie to dobroczynne światło, które już pełga na twej wczesnej mogile?
— Drogie dziecko — mówiła pani Czykk — gdy dożyjesz lat moich...
— To jest, gdy nastanie rozkwit twego życia — uzupełnia panna Toks...
— Wtedy dowiesz się, że każdy żal bezowocny i powinniśmy poddać się woli Bożej. Pobiadała, zapłakała — i dość. Czas przestać.
— Będę się starała, cioteczko — odrzekła szlochając Florcia.
— Miło mi to słyszeć. Dobra nasza panna Toks, a nikt nie będzie wątpił o jej rozumie, przenikliwości...
— Ach, droga Luiso, doprawdy stanę się zarozumiałą przez ciebie.
Niezrównana nasza panna Toks wyjaśni ci i stwierdzi własnem doświadczeniem, żeśmy na świat ten do wysiłków wezwani. W tem nasze przeznaczenie, i natura wciąż domaga się od