Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pytania te nie mają związku z mymi zamiarami.
Edyta wstała i stanęła między drzwiami i mężem.
— Odpowiedziałeś pan na każde z tych pytań, zanim je zadałam. Teraz powiedz pan, czy całą swą istotą nie oddałabym się panu, gdybym go kochała? Czy byłyby potrzebne te wyrzuty i upomnienia, gdyby serce me było czyste i uwielbiało ciebie?
— Zapewne — nie.
— Teraz znasz mię pan. Znasz moje życie. Czy sądzisz, że w ten czy ów sposób mógłbyś mię zmusić do uległości i posłuszeństwa? Teraz musisz wysłuchać mego wezwania, które jest ważne. Przed nami oto cel życia ponury i byłoby lżej, gdybyśmy sami tylko doń zmierzali. Lecz z naszym losem złączony inny.
Pan Dombi siadł i sposępniał.
— Mówię ze względu na inną: jej los wiąże się z moim i pańskim. Od dnia ślubu postępowałeś pan ze mną dumnie, co odpłacałam takąż monetą. Codzień i co godzinę okazywałeś światu, jakto ja szaleję z radości, że zostałam pańską żoną. Ja zaś nie czułam wcale radości i nie taiłam tago przed światem. Każde z nas idzie własną drogą — i nie doczekasz się pan odemnie rozczuleń i przywiązania — nigdy!