Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stanowiskiem w świecie, ani z mem osobistem dostojeństwem i radbym otoczyć odpowiednim szacunkiem damę, którą wyniosłem na tak świetną wysokość. Jeżeli zaś pani nie skorzystasz z tej lekcyi, Karker zjawi się z niemiłem poleceniem powtórzenia mej woli.
Potem pan Dombi wstał i gotował się do wyjścia.
Nie zmieniając swej twarzy, Edyta cicho rzekła:
— Zaczekaj pan, na Boga, zaczekaj!
Czemu milczała dotąd? Jaka burza wewnętrzna dławiła jej mowę wówczas, gdy wpijała oczy swe niby posąg nieruchomy bez nienawiści i miłości, bez dumy i bez pokory, bez uniżoności i bez sprzeciwu.
— Czym ja pana prosiła, byś szukał mej ręki? Czy używałam jakich środków, aby pana zmuszać? Czym udawała przywiązanie przed lub po ślubie? Czyż nie taką jestem teraz, jaką byłam?
— Niema co się nad tem zastanawiać.
— Czy pan sądziłeś, że pana kocham? Czyż nie wiedziałeś, że pokochać go nie mogę? Dumny człowieku, czy usiłowałeś zdobyć me serce? Nie zatroszczyłeś się o rzecz tak marną! Wszak ani słowa nie wymówiłeś ze swej strony w tym względzie w czasie tej kupieckiej umowy.