Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To „nigdy“ miało dźwięk bardzo stanowczy i silny.
— Nie mam dla pana ani odrobiny uczucia — wiesz pan o tem. A zresztą i pan nie dbasz o względy żony. Nie było i niema w panu ani cienia miłości małżeńskiej. Ale tak czy owak złączeni jesteśmy na zawsze, a w ten nieszczęsny związek wplątani inni. Oboje pomrzemy; lecz do zgonu los nasz złączony z losem dziecka. Będziemy zatem czynili sobie wzajemne ustępstwa.
Pan Dombi podniósł głowę, westchnął, jakby chciał rzec: „tylko to!“
Oczy Edyty zajaśniały a twarz zbladła jak marmur.
— Słów tych i znaczenia ich nie zdobyłoby się odemnie za skarby świata. Jeżeli je pan odrzucisz, nie powtórzę ich za żadne bogactwa. Myślałam o nich, ważyłam je. Jeżeli pan zgodzisz się na ustępstwa, ja poczynię je również. Będę starała się o pewną względność w stosunkach, jeśli i pan się o to postarasz.
Wszystko mówiła cicho i spokojnie, a oczy jej śledziły wyraz oczu męża.
— Łaskawa pani — rzekł — nie mogę przystać na tak niezwykłą propozycyę. Nie mogę z panią wejść w żadne układy. Wszystko i zawsze będzie zależało tylko odemnie. Podałem już swe ultimatum i żądam wypełnienia go.