Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dyskretnie. — Pan Karker, jak pani wiadomo, posiada całe moje zaufanie. Doskonale zresztą wie, o czem chcę mówić. Pozwól pani uczynić sobie uwagę, że te dostojne i bogate osoby wyświadczają łaskę swą obecnością nawet mnie.
— Zapytuję pana powtórnie, czy liczysz się pan z tem, żeśmy nie sami?
— Proszę przyjąć życzenie spokojnej nocy — przerwał Karker.
— Wskazałem tylko pani Dombi, co mi się nie podobało od początku wspólnego naszego pożycia i w czem, radbym, żeby się poprawiła. Dobrej nocy, Karkerze!
Karker skłonił się i wyszedł. Dombi również udał się do siebie bezbronny wobec milczącej, dumnej postawy Edyty. Czy się do tego stopnia poniżył, żeby podpatrywać ją po godzinie na tych samych schodach, gdzie niegdyś widział Florcię z Pawełkiem na rękach? Czy stało się to przypadkowo, kiedy Edyta ze świecą zstępowała z pokoju Florci, a twarz jej jaśniała tym niezwykłym blaskiem, jaki już niegdyś dostrzegł? Bądź co bądź, choć przeistaczało się oblicze Edyty, nigdy, nawet w momencie najwyższej dumy, nie zasępiła się ona tak głęboko, jak oblicze pana Dombi owej nocy pamiętnej i teraz.