Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziękuję całem sercem — rzekł kapitan pilnie słuchając.
— Nie zawaham się orzec, że pańskie przypuszczenia mają wagę oczywistego faktu. Paneś wprost trafił palcem w niebo.
— No, a co się tyczy pańskiego admirała, to spotkanie z nim jakoś się samo przez się urządzi. Czas cierpliwy.
Pan Karker rozszerzył paszczę do uszu i bezdźwięcznie powtórzył ostatnie słowa: „czas cierpliwy.
— A ponieważ wiem teraz, że Walter robi karyerę...
— Robi karyerę — powtórzył bezdźwięcznie Karker...
— Ponieważ obecna podróż Waltera najściślej złączona z nadziejami jego w tym domu...
— Z ogólnemi nadziejami — potwierdził tak samo jak pierwej Karker...
— To mogę być zupełnie spokojnym i do pewnej chwili będę patrzył czujnie, nic zresztą nie przedsiębiorąc.
Pan Karker aprobował to postanowienie, a kapitan wyraził mniemanie, że pan Karker najmilszy człowiek na świecie i nie szkodziłoby panu Dombi wzorować się na tym doskonałym przykładzie. Wkońcu kapitan jeszcze raz wyciągnął swą ogromną prawicę, podobną do dużego bloku i tak siarczyście uścisnął, że