Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się już zdobył na tę odwagę, musi mi pani zezwolić coś uczynić. Błagam o to z głęboką czcią dla pani, pozwól mi pani coś dla was zrobić.
— Nic nam nie potrzeba, panie.
— Niezupełnie, niezupełnie. Niektóre wygody mogą i pani i jego życie osłodzić. Zżyłem się z myślą, że wszystko dla niego się skończyło, że zatem niema się co troszczyć o niego. Zmieniłem teraz to zdanie. Pozwól mi pani cokolwiek dla niego uczynić. Pani także powinnaś szanować zdrowie swe dla niego, a tymczasem siły twe zanikają.
— Ktokolwiek pan jesteś — żywię ku tobie głęboką wdzięczność. Jestem pewna, że tylko dobroć skłania cię do troski o naszą dolę. Brat mój zmienił się sam przez się, na mocy wewnętrznej pracy ducha. Jeżeliby życie nasze weszło na nowy tory, czy to nie zmniejszy w nim owej wewnętrznej energii moralnej, która czyni go tak godnym miłości i szacunku? W każdym razie serdecznie panu dziękuję, łzami raczej dziękuję, nie czynami.
Wzruszony dżentlmen podniósł rękę jej do ust, jak ojciec, wdzięczny dziecku, że posłuszne.
— Gdy z czasem nadejdzie moment, że odzyska po części utracone stanowisko...
— Odzyska? Jak może liczyć na to? Zależy to od ręki, na śmierć i życie przeciwko niemu uzbrojonej. Nie wątpię, że brat żywi ku