Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Żebym ją z całej duszy ukochała i starała się jej podobać. Czy nie tak, ciotuniu?
— Tak, moje serce, ale niezupełnie.
Widzisz, że Florcia wesoła, dogadza nam, uśmiecha się, dzieli nasze rozrywki; czy myślisz, że jest szczęśliwa? Jak ci się zdaje?
— Zdaje mi się, że nie.
— Otóż to. Przed nią dziatwa z rodzicami, którzy kochają i dumni są z dzieci. Rozumiesz teraz, dla czego smuci się, patrząc na dzieci? Kitti, ze wszystkich dzieci w tem miejscu ty jedna możesz stać się jej naturalną i nie budzącą żalu przyjaciółką. Inne dzieci są od ciebie szczęśliwsze.
— Niema dzieci odemnie szczęśliwszych, cioteczko! — zawołała dziewczynka, tuląc się do ciotki.
— Ty nie możesz, jak inne, przypominać jej niedoli. Dla tego bardzobym pragnęła, żebyś stała się jej przyjaciółką. Bez matki i bez ojca, sieroty, złączone jednaką dolą, mogłybyście nawzajem kochać się głęboko.
Ale i po tej scenie Florcia nie zaniedbała swego celu. Ojciec nie wie, jak ona go kocha. Wcześnie czy późno — nastanie pora, że znajdzie drogę do jego serca, a tymczasem ani słowem, ani czynem, ani spojrzeniem nie da powodu do skarg na niego czy do przesądzania jego postępków. Nawet w rozmowach z Kitti nie wspominała o ojcu. Zdarzało się, że czy-