Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odsyłał do czarta i zapewniał, że wakacye chętniej spędziłby w Jerychonie.
— Nie życzysz pan sobie zawrzeć z kim znajomości za mojem pośrednictwem? — zwrócił się Barnet do doktora Blimbera.
— Bardzoś pan łaskaw. Dziękuję. Nie mam nikogo na myśli.
Pan Barnet musiał na ten raz ograniczyć się do niewielkiego koła znajomości.
Wkrótce po Florci przybyła do Skettlsów bardzo ładna dziewczynka o dwa lub trzy lata młodsza od Florci. Była sierotą bez ojca i matki. Ciotka jej, siwowłosa stara pani, polubiła Florcię odrazu i co wieczór siadała koło niej z macierzyńskiem uczuciem, gdy Florcia śpiewała lub grała na fortepianie. Razu pewnego z rana Florcia siedziała w ogrodowej altanie, przyglądając się gromadce bawiących się na łące dzieci. Nieopodal przechadzały się w alei ciotka i kuzynka, półgłosem rozmawiając o niej tak, że mogła słyszeć każde słowo.
— Czy Florcia taka sierotka, jak ja? — pytała dziewczynka.
— Nie, moja droga. Ona nie ma matki, lecz ojciec żyje.
— Więc nosi żałobę po swej mateczce?
— Nie, po swym bracie.
— A ma jeszcze brata lub siostrę?
— Nie.