Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Może — zauważyła Florcia — wuj Waltera sam poszedł do niego.
— Do kapitana Kuttla? Nie. Mam polecenie powiedzieć kapitanowi, gdyby nadszedł, żeby zaczekał na pana Hilsa.
Florcia pocichu zaczęła się naradzać z Zuzanną, a Kocioł, wierny rozkazom Karkera, usiłował każde słówko pochwycić.
Kazano mu sprowadzić dorożkę i obie pojechały do kapitana, poleciwszy oznajmić wujowi Sol, że z powrotem wstąpią do niego.
Na nieszczęście był to dzień porządków w domu pani Mac Stinger. W dniu takim gospodyni wstawała o trzeciej rano i rzadko kończyła pracę przed północą, cały dzień chodząc z góry na dół i z dołu na górę. Kiedy Florcia i Zuzanna znalazły się u wrót domu, szanowna, lecz groźna dama wyciągała właśnie za uszy z domu na dwór jedną ze swych pociech. Pociecha wiła się i w niebogłosy wrzeszczała, a policzki posiniały od wysiłku i bólu.
— Pozwoli pani, że spytam — odezwała się Florcia — czy to dom kapitana Kuttla?
— Nie.
— Wszakże to numer dziewiąty?
— A któż pani powiedział, że nie dziewiąty?
— Co pani chcesz przez to powiedzieć — wmieszała się Zuzanna — wiesz pani, do kogo mówisz?