Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kobieta z honorem wyszła z opałów tego egzaminu, a pani Czykk udała się do gabinetu brata z wiadomością, wziąwszy ze sobą dwóch najtłustszych i najczerwieńszych chłopców, jako świetne uzupełnienie rekomendacyi.
Pan Dombi od śmierci żony nie opuszczał swego gabinetu, pogrążony w głębokie rozmyślania o dzieciństwie, młodości, wychowaniu i losie swego syna. Ciężkie i zimne brzemię gniotło mu duszę; nie więcej zresztą bolał nad trudnością w wykarmieniu syna, niż nad własną stratą. Jakież to niebezpieczeństwa, jakie zawody czekają go choćby przy wstąpieniu w świat! Życie ledwie się zaczyna, — a oto trzeba szukać obcej, obojętnej kobiety, od której zależą pierwsze wrażenia, początkowy rozwój dziecka. Jak żałosne upokorzenie dla Dombi i Syna! Myśl, że najmitka będzie chwilowo zastępowała matkę, tak była niemiłą i gorzką dla dumnego i zazdrosnego serca, iż czuł wyraźne zadowolenie, ilekroć odrzucał propozycye rekomendowanych kandydatek. Lecz nadszedł czas, kiedy wypadło zaniechać walki między owemi dwoma uczuciami. Przed nim stały dorodne dzieci przyszłej mamki, Polli i Tudl, nienagannej pod żadnym względem, doskonale poleconej przez rodzoną siostrę i usłużną pannę Toks.
— Dzieci zupełnie zdrowe — rzekł pan Dombi — ale gdy pomyślę, że z czasem uzyskają jakgdyby przynależność do rodziny mego Pawła...