Kornelia dotknęła najczulszej struny w duszy biednego chłopczyny i odtąd usiłował wszelkimi sposobami pozyskać miłość w domu doktora. Z jakichś tajemnych pobudek, nawet dla niego niezbadanych, koniecznie chciał pozostawić w tem miejscu dobrą po sobie pamięć Nieznośną dlań była myśl, że odjazd jego obojętnie przyjmą. Postanowił koniecznie wysłużyć sobie względy i pogodzić się w tym celu nawet z psem łańcuchowym, którego nie cierpiał. „Niech i pies ten nie ma do mnie żalu“ — myślał. Nie przeczuwając, że i przez inne swe czyny różnił się wybitnie od rówieśników, biedak nieraz naprzykrzał się pannie Kornelii i usilnie prosił, aby go kochała bez względu na straszną analizę. Taką samą prośbę zanosił i do pani Blimber. Szanowna dama wobec niego ponowiła mniemanie ogółu o dziwactwie.
Paweł nie przeczył, dodał tylko, że jest to zapewne skutkiem jego chorych kości, lecz bądź co bądź ma otuchę, że dobra pani Blimber przebaczy mu, bo on wszystkich lubi.
— Zapewne — mówił Paweł z otwartością, stanowiącą najpiękniejszy rys jego charakteru zapewne, ja nie kocham tak państwa, jak siostrzyczkę Florcię — ale tego państwo i sami nie wymagacie — wszak prawda?
— Co za oryginalny chłopiec! — powiedziała pani Blimber. — Istny cudak!
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/278
Wygląd
Ta strona została przepisana.