Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wobec naszej wstępnej umowy i układów, panie doktorze i wobec tego dość gruntownego porozumienia się uważam za niepotrzebne dalsze zabieranie panu drogiego czasu i dla tego...
— Proszę jeszcze chwilę — rzekł doktor — Muszę państwu przedstawić żonę i córkę, które w domowem pożyciu powiodą na Parnas naszego młodego pątnika. Oto moja żona — ciągnął doktor, wskazując ledi, która weszła w towarzystwie podżyłej dziewicy w okularach — a to, panie Dombi, córka moja Kornelia. Pan Dombi, moja droga, powierza naszym staraniom tego oto małego przyjaciela.
Pani Blimber w przystępie uprzejmości dla pana Dombi nie spostrzegła Pawełka i stanąwszy tyłem do niego mało go nie strąciła ze stołu. Wnet atoli obróciła się i zaczęła rozkoszować się klasycznymi rysami jego twarzy.
— Zazdroszczę panu bardzo. Synek pański, jak pszczoła, przesiedla się teraz na pysznym kwietniku i będzie ssał słodycz ziół. Wergiliusz, Horacy, Owidyusz, Terencyusz, Plaut, Cycero! Jakie kwiaty! Jaki miód! Pan, panie Dombi, podziwiasz zapewne w kobiecie.... lecz mam honor być małżonką takiego męża....
— Dosyć, moja droga, dosyć — przerwał doktor Blimber.
— Pan Dombi przebaczy zachwyt żony — broniła się pani Blimber z czarującym uśmie-