Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pletnie głupi! Myśli pan, że nie widzę jego braków? Doskonale widzę.
Pau Dombi spojrzał na oskarżonego, o którym wiedział tyleż, co i major i zawołał łaskawie:
— Czy być może?
Mówię panu — to bity jołop. Józef Bagstok nigdy nie był ani pochlebcą ani oszczercą ludzi bezbronnych. Syn mego starego przyjaciela Bila Biterstona z Bengalu tuman z natury, panie.
Tu major rozśmiał się tak, że twarz jego zczerniała z wysiłku.
— Mój mały przyjaciel niewątpliwie zacznie studyować nauki?
— Jeszczem nie zdecydował. Zresztą nie myślę. Zbyt ma wątłe zdrowie.
To co innego. Skoro tak słaby, niema mowy o publicznej szkole. Szkoła wymaga żelaznego zdrowia, spiżowych piersi. Tam bez litości męczą biedną dziatwę. Bywało — pieczono nas na małym ogniu i wieszano z trzeciego piętra do góry nogami. Jaś Bagstok przebrnął przez ogień i wodę: wszystko wie, wszystkiego doznał. Ujmą go za pięty i powieszą z okna: wisi biedactwo minut trzynaście, nawet więcej.
Na dowód major Bagstok mógł wskazać swoje zupełnie sine oblicze.