Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale też powyrastały z nas zuchy — ciągnął. — My, co się zowie, byliśmy z żelaza i kuli nas bez litości. Pan tu długo zabawi, panie Dombi?
— Zazwyczaj bywam tu raz na tydzień w niedzielę i staję w hotelu „Bedford“.
— Będzie mi bardzo miło odwiedzić Bedford, jeżeli pan pozwoli — rzekł major. — Stary Józef wogóle nie lubi narzucać się ze znajomością, ale imię pańskie, panie Dombi, nie jest pospolite. Bardzom wdzięczny małemu przyjacielowi, że dał mi sposobność zaznajomienia się z panem.
Pan Dombi odpowiedział uprzejmie. Major Bagstok pogłaskał Pawła po główce i zwróciwszy się do Florci, wyraził nadzieję, że oczęta jej niebawem zaczną o szaleństwo przyprawiać młodzieńców i starców. Następnie trącił młodego Biterstona i pomknął z nim, kaszląc i podrygując z godnością, jak człowiek, który umiał się znaleźć.
Wierny słowu, stawił się u pana Dombi, a pan Dombi, przejrzawszy spis oficerów, odwzajemnił się. Wnet major odwiedził pana Dombi w Londynie i następnej soboty jechał z nim do Brajton w jednej karecie.
Słowem pan Dombi i major wkrótce ocenili się nawzajem i zbliżyli. Pan Dombi zauważył, że major przedziwny człowiek; nadto doskonale