Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kając na odpowiedź, zwrócił się do pana Dombi.
— Powinienbym nasamprzód złożyć panu swój najgłębszy szacunek. Ale co robić? Mój mały przyjaciel czyni mnie dzieckiem. Stary wiarus, panie, major Bagstok, do usług pańskich — nie wstydzi się do tego przyznać, zwłaszcza przed panem, najszczęśliwszym z ojców.
Tu zdjął kapelusz i nizko się skłonił.
— Bierz mię licho — zawołał — zazdroszczę panu, bardzo zazdroszczę.
Tu chwilę się namyślał i dodał: daruje pan staremu wiarusowi ton zbyt poufały.
Pan Dombi oznajmił, że nic to mu nie szkodzi.
— Stary służbista — ciągnął major — okopcony dymem, zahartowany w bitwach, spalony od słońca, sterany latami, zgrzybiały pies inwalidów, major Bagstok, panie, spodziewa się, że nie potępi go taki szanowny i znakomity mąż, jak pan Dombi. Wszak mam szczęście mówić z panem Dombi?
— Nie inaczej. Mam honor być niegodnym przedstawicielem tej rodziny, panie majorze.
— Ród, o, jaki ród! Dombi — znany w całej Anglii. To, panie, takie nazwisko, które znają i ze czcią wymawiają we wszystkich angielskich koloniach. Tak, panie — Dombi —