Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Betsy Dżen lubiła wielu, ale zupełnie nie tak, jak dzieci; dziwnie się przywiązywała. I cóż pani powie? Wszyscy, kogo lubiła, pomarli, wszyscy co do jednego. Ten niespodziany koniec tak przeraził kuzynkę pani Pipczyn, że bez tchu patrzyła na Wikkem. Ta zaś kiwała głową, ukazując palcem na łóżeczko Florci i na podłogę w tem miejscu, gdzie był pokoik, w którym zazwyczaj pani Pipczyn spożywała gorące ciastka.
— Wspomni pani moje słowa, gdy czas nadejdzie i podziękuje pani Bogu, że Pawełek nie lubi jej. Mnie chwała Bogu znieść nie może i ja jestem spokojna o siebie, choć prawdę mówiąc, życie w tem więzieniu nieosobliwe — daruje pani. Berry tak się przejęła, że nie miała odwagi zbliżyć się do łóżeczka dziecka i myślała, jakby tu się uwolnić raz na zawsze od nacierania mu karku. W tej chwili Paweł ocknął się, usiadł w łóżeczku i wołał Florci. Włoski się rozsypały, twarzyczka była w ogniu; widział jakiś straszny sen.
Florcia natychmiast zerwała się z pościeli, nachyliła aż nad poduszeczkę przerażonego braciszka i wkrótce utuliła swą piosnką. Wikkem proroczo pokazała małą grupę i łzawe oczy podniosła ku niebu.
— Dobranoc — rzekła — dobranoc. Ciotka pani dość długo żyła na świecie i smucić się po niej pani nie będzie.