Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

woń, która na parę minut zmieniła zwykły zapach ustronia. Za pół godziny wszystko pogrążyło się we śnie.
Nazajutrz śniadanie podobne było do wczorajszej kolacyi z tą różnicą, że pani Pipczyn jadła bułkę i wydawała się jeszcze surowszą, niż zwyczajnie. Pan Biterston czytał z księgi rodzaju początek, utykając na imionach własnych. Po tej pouczającej lekturze Berry odesłano do kąpieli, a Biterston miał odbyć swoją porcyę katuszy w morzu, skąd wyszedł siny i osłabiony. Paweł i Florcia spacerowali wdłuż wybrzeża w towarzystwie Wikkem, która przez cały czas zalewała się łzami i skarżyła gorzko na swój los sierocy. O dziesiątej zaczęła się nauka. Pani Pipczyn uważała, że umysł dziecinny pokryty grubą warstwą ciemnoty; należy ją rozszarpywać, jak małżowinę ostrygi; to też lekcye jej na dzieci wywierały wpływ ogłuszającej burzy. Treścią lekcyi bywał zazwyczaj zły chłopczyk lub zła dziewczynka, a doświadczony pedagog w końcu poskramiał je, jak dzikie lwy lub niedźwiedzie. Pani Pipczyn nawet nie podejrzewała, że dziecię jak kwiat stopniowo się rozwija, a wymaga czułej troski i opieki.
Takie było życie w zakładzie pani Pipczyn. W sobotę pod wieczór przyjeżdżał pan Dombi i Florcia z Pawełkiem chodzili doń na herbatę do hotelu. Bawili u ojca przez niedzielę a za-