Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dzieci zaczęły się bawić, a zabawy te wkrótce ku powszechnemu żalowi przerwane zostały gniewnym stukiem w ścianę pani, której spoczynek przerywano. Wtedy Berry szeptem opowiadała zajmujące bajki, co ciągnęło się do zmroku. Przy herbacie pensyonaryusze nasycać się mogli mlekiem, wodą, chlebem, masłem. Pani Pipczyn nalewała sobie herbatę z osobnego czarnego czajnika i z apetytem spożywała na maśle podpiekane grzanki. Ale ani kotlety gorące ani gorąca herbata i gorące grzanki nie rozgrzewały zimnej duszy pani Pipczyn. Wciąż zrzędziła a nieruchome szare oczy nie łyskały ani myślą ani uczuciem.
Po herbacie Berry przyniosła stoliczek z rysunkiem sztandaru królewskiego na blacie i gorliwie zabrała się do pracy, a pani Pipczyn, nałożywszy okulary, otworzyła księgę w zielonej oprawie i nad nią gorliwie zaczęła kiwać głową. Ile razy się budziła, dawała szczutka w nos Biterstonowi, którego także sen poczynał morzyć.
Nareszcie nadeszła godzina snu i dzieci poszły do łóżek. Berry bała się spać sama w ciemnym pokoju, to też pani Pipczyn co wieczora własnoręcznie wyganiała ją na górę, jak owieczkę — a i potem dziewczynka długo jeszcze wzdychała w samotności. Około pół do dziesiątej pani Pipczyn wydobyła z pieca gorące ciastko — i w pokoju rozeszła się przyjemna