Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niema za co, Polli — odpowiedziała, całując ją Dżemima. — To samo mówię o tobie i oczywiście nie zmyślam.
Choć nie było palacza i najstarszego chłopca, wizyta nie minęła bez skutku. Siostry gawędziły o sprawach domowych, a czarnooki gość, zwiedziwszy wszystkie kąty mieszkania, oglądnąwszy meble, zegar, komody, komin, szafę, a osobliwie parę kociąt aksamitnych, malowniczo stojących na kominku, opowiadał teraz Dżemimie z najdrobniejszymi szczegółami wszystko, co było mu wiadomo o panu Dombi, o jego planach, charakterze, krewnych. Następnie Zuzanna najdokładniej wyliczyła wszystkie zasoby swej garderoby, opisała swych krewnych i przyjaciół. Nareszcie ze smakiem wychyliła dużą szklankę porteru i zaprzysięgła gorąco dozgonną przyjaźń.
Florcia też nie straciła okazyi zaznajomienia się. Zbadawszy grzyby i inne rzadkości sławnego ogrodu pod przewodnictwem małych Tudli, postanowiła wraz z nimi wybudować groblę poprzez zieloną kałużę w jednym kącie ogrodu. Już zaczęto pracę przygotowawczą, gdy cały projekt spełzł na niczem z przyczyny niewczesnego wmieszania się Zuzanny. Odszukawszy swą pupilkę, czarnooka opiekunka najpierw poczęstowała kuksańcem, a potem wycierając i myjąc ręce i twarz prawiła kazanie, jak nieprzystojnie dla grzecznej dziewczynki dopu-