Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czego tam uczą. Lecz dziś tam jakieś półświęto i po południu lekcyi niema. Gdybyś tak się trochę zatrzymała, Polli. Niebawem wróci. Panna Nipper będzie tak łaskawą, że nie będzie nagliła o prędki powrót.
— O, naturalnie, pani Tudl! Dla pani wszystko gotowam zrobić.
— Jakże on teraz wygląda? — dopytywała Polli. Biedactwo!
— Ale on teraz chłopiec, aż miło! Nie to, co przedtem.
— Boże miłosierny! Ależ u niego spodenki muszą być przykrótkie!
— Krótkie, siostrzyczko, osobliwie z tyłu; ale codzień się wyciągają i da Bóg z czasem wyciągną się pod miarę.
Wątła nadzieja! Lecz wesoły ton, w jakim ją wyrażono, nadawał jej wartość w oczach matki. Za chwilę Polli już o wiele spokojniej pytała:
— A gdzież ojciec, droga Dżemimo?
— Niema i jego. Jaka szkoda. Dziś zabrał obiad ze sobą i nie wróci aż ku wieczorowi. Zawsze o tobie, Polli, rozmawia ze mną i dziećmi. Jaka to dobra dusza, na całym świecie trudno znaleźć takiego człowieka!
— Dziękuję ci, Dżemimo — prostodusznie mówiła Polli, rozradowana opinią siostry o mężu i smutna, że go niema. — Dziękuję ci, moja droga.