Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczać się głupstw, które mogą do grobu wepchnąć czcigodnego rodzica, jeśli tylko, uchowaj Boże, dowie się o tem. Wogóle Zuzanna zgodnie ze swym wychowawczym systemem obeszła się surowo nawet pomimo łagodzącego działania właśnie spożytego napoju.
Nareszcie wizyta skończyła się. Polli odebrała małego Dombi, zwróciwszy swego syna i goście zbierali się do powrotu.
Najpierw atoli trzeba było oddalić małych Tudli, aby nie były świadkami sceny pożegnalnej. Wysłano ich tedy do sklepiku po pierniki za trzy grosze. Wtedy kobiety pożegnały się i odeszły. Dżemima wołała za niemi, że gdyby cokolwiek zboczyły ku City i szły główną ulicą, to spotkałyby z pewnością Kotła.
— A jak pani myśli, Zuzanno? Nie możnaby nieco nałożyć drogi?
— Czemu nie. Rozumie się, że można.
— Ale musimy nadążyć ku obiadowi koniecznie do domu.
Lecz napój uczynił towarzyszkę nieczułą na te uwagi i cała kompania kierowała się ku City.
Życie biednego Kotła dzięki uniformowi od wczoraj stało się nieznośne. Ulicznicy nie mogli znieść kostyumu Dobroczynnego Tokarza i każdy włóczęga uważał za punkt honoru na widok bezbronnego chłopca rzucać się na niego i zrobić mu jakąś przykrość. Podobny on był do