Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

budowały się groble, ogrody, fabryki, zaśmiecały ulice małżowiny ostryg, skorupy rakowe, ułamki szkła i porcelany, zwiędłe liście kapusty. Nic się nie poprawiło wskutek nowej drogi i gdyby spusztoszona i brózdami poryta ziemia miała zazdrości godny dar śmiechu, wyśmiałaby całe przedsiębiorstwo z pogardą wraz z akcyonaryuszami.
Wymienione ogrody Staggsa ze szczególnem szyderstwem zwracały się ku nowemu torowi. Był to nieduży rząd domów, otoczonych błotem, ze staremi wrotami, z poza których widniały obręcze beczek, strzępy żagli, liny, kotły blaszane z dnem wybitem i rdzą zżarte żelazne kraty. Tu ogrodnicy Staggsa sadzili fasolę, hodowali kury, gęsi, króliki, ze starych łodzi sztukowali altanki, suszyli bieliznę...
Mniemano, że ogrody Staggsa otrzymały nazwę od niejakiego pana, który tu wybudował domek dla swej przyjemności. Inni sądzili, że nazwa pochodziła od stada jeleni (stags), które niegdyś pasły się na swobodzie w gęstwinach leśnych. Bądź co bądź cała dzielnica uważała sady za święty gaj niewiędnący.
Do tej ostoi pod bożą opieką będącej, nawet z imienia nieznanej panu Dombi, los zapędził panią Ryczards z Pawełkiem.
— Oto dom mój Zuzanno! — rzekła Polli, pokazując jedną z lepianek. A u bramy stoi siostra Dżemima z mojem dzieckiem na