Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

place, zawalone wapnem, cegłą i piaskiem rusztowania, olbrzymie kształty kranów, trójkąty, wagi. Słowem — chaos straszny, jak dzikie marzenie, kipiące strugi i ogniste języki, nieodzowne załączniki trzęsień ziemi, ze złością wgryzały się w różne punkty sceneryi. Bełkotliwy ukrop syczał i burzył się wśród rozwalonych ścian, skąd jak z krateru z jaskrawym połyskiem i grzmotem wybuchał żrący płomień.
Wszystko się tu zmąciło, wszystko żyło nie wedle prawa, zwyczaju, ładu. Nieskończona dotąd kolej żelazna ze środka tego bezładu wysuwała swe pasma szyn, jako nowy potężny zwiastun cywilizacyi i ludzkiego rozumu. Sąsiedni mieszkańcy z powątpiewaniem spoglądali na te przygotowania. Dwaj odważni spekulanci umyślili zabudować kilka ulic i jeden już dźwignął domy, lecz musiał wstrzymać się w rozpędzie śród błota i popiołu. Drugi założył hotel pod „Herbem drogi żelaznej“; miał tu raczyć winem robotników i majstrów. Szynk zatytułował się szumnie „Domem na przełęczy robót ziemnych“, a masarz wywiesił ogromny szyld: „Wiktuały Drogi Żelaznej“. Pojawiły się domy zajezdne. Lecz wszystko to nie wzmocniło zaufania dla nowego środka komunikacyi. Wzdłuż toru pasły się krowy i świnie; mieściły się chlewy, obory; cuchnącem rozlewiskiem zatruwały powietrze gnojówki,