Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drżących palców, wyglądać z za kwitnących petunij i zachowywać się potem jakby nigdy nic.
W końcu okaże się, że nasz kawaler był ciężko, strasznie i śmiertelnie chory. Jeśli tak, to już można trzymać go za rękę jak matka i napominać ze wzruszeniem i z gorliwością wielką: — Trzeba się oszczędzać, pan musi być zdrów zupełnie. Tak bardzo chciałabym panu pomóc.
I to jest most, po którym przechodzą z brzegu na brzeg tłumy wzruszeń, wielkodusznych i zaufanych uczuć. Ale i tego mostu nie starczy niebawem. Trzeba trzymać i ściskać się za ręce, żeby można było porozumieć się bez słów. Zaraz, zaraz, kiedy to już było, kiedyż to mnie pieszczono i współczuto mi w niedoli? Aha, to wtedy, gdy mamusia podnosiła wrzeszczącego dzieciaka: — Moje ty, jedyne złotko! Moje najmilsze!
Gdybym się teraz rozchorował, to już nie odwiedzałby mnie stary oficjał, który zupełnie nie miał szyi i przypominał czarnego robaka. Leżałbym blady i zgorączkowany, do pokoju wślizgnęłaby się panienka z zapłakanemi oczami, a jabym udawał, że śpię. Zaś ona pochyliłaby się nademną i załkałaby: — Ach ty mój jedyny, ty nie możesz umrzeć! — Tak samo jak mamusia. I panience jest jakoś dobrze, gdy może być mamusią i otaczać tego interesującego kawalera swoją najtkliwszą troskliwością. Z oczy-