Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbudowano tu jedynie na to, aby można było wozić deski z tartaku i długie, równe pnie, spętane łańcuchem. Prócz stacyjki i tartaku była tam oberża, kilka drewnianych domków zamieszkiwali Niemcy jakby wyciosani z dębiny, a dokoła były lasy huczące na wietrze niby organy.
Zawiadowca stacji był człowiekiem wiecznie zadąsanym, podobnym do morsa. Spoglądał na mnie okiem podejrzliwem: któż to wie, za co przenieśli tego młodzika z Pragi, niezawodnie za karę. Trzeba mu będzie patrzeć dobrze na ręce. Dwa razy dziennie przybywał pociążek, składający się z dwóch wagonów, z których wyrajała się gromadka brodaczy z piłami i siekierami, w zielonych kapeluszach na rudych łbach. Gdy odzywał się sygnał zapowiadający jego przybycie, bim-bim, bim-bim, bim-bim, wychodziło się na peron, aby uczestniczyć w wielkiem wydarzeniu dnia. Zawiadowca z rękoma w tyle rozmawia z konduktorem, maszynista idzie na piwo, palacz brudną szmatą ociera lokomotywę i znowu nastaje cisza, tylko nieco dalej buchają deski ładowane na wagony.
W cienistej kancelarji postukuje aparat telegraficzny, to jakiś pan z tartaku zapowiada swój przyjazd. Wieczorem przed stacyjką stanie powozik z wąsatym woźnicą, który koniuszczkiem bicza melancholijnie spędzać będzie muchy z zadów kudłatych