Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tem mocniej biło mi serce i w tem głębszą popadałem panikę zakłopotania.
Zaś łobuz jej brat zostawiał ją samą z ostentacją wprost rozmyślną. — Będziesz mi podpowiadał — mówił tonem szantażysty i wybiegał z domu. I razu pewnego, tak: teraz ją pocałuję, teraz ją pocałuję; podejdę do niej i zrobię to; teraz wstanę i podejdę do niej. I nagle ze zgrozą zdaję sobie sprawę, że istotnie wstaję i podchodzę ku niej. Ona wstaje, ręce z wyszywaniem drżą, usta rozchylają się ze strachu; tryknęliśmy się lekko czołami i więcej nic. Odwróciła się i zaczęła szlochać: — Ja pana tak kocham, ja pana tak kocham!
I mnie chciało się płakać, byłem zupełnie bezradny. Chryste Panie, co teraz trzeba zrobić? — Ktoś idzie! — wyrwałem się głupawo. Przestała szlochać, ale na tem skończyła się też ta uroczysta chwila. Do stołu wracałem zaczerwieniony i zakłopotany i zacząłem układać zeszyty. Siedziała z wyszywaniem tuż przy oczach, a kolana jej drżały. — Więc ja odchodzę — wyjąkałem, a jej usta drgnęły pokornym i wystraszonym uśmiechem.
Nazajutrz łobuziak rzekł mi półgębkiem i tonem znawcy: — Wiem ja dobrze, co ty robisz z moją siostrą! — I jak stary wyga przymrużył jedno oko. Młodość jest dziwnie bezkompromisowa i konsekwentna. Więcej do niego nie poszedłem.