Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rodzina jego była dość dziwna: ojciec ciągle siedział w urzędzie, albo pił, a matka chodziła po domach szyć, czy co? Mieszkali w ciasnej okrzyczanej uliczce, gdzie wieczorem wychodziły przed dom stare tłuste dziewczyny, kołyszące się jak kaczki. W domu zastawałem, albo i nie zastawałem, mego nieudanego ucznia, a prócz niego jego młodszą siostrę, czyściutką, płochliwą, o wąskich policzkach i jasnych, krótkowzrocznie wytrzeszczonych oczach, wiecznie zapatrzonych w jakieś wyszywanie.
Nauczanie wypadło żałośnie, bo łobuziak ani myślał uczyć się i kwita. Zato aż po uszy i boleśnie zakochałem się w tem płochliwem dziewczęciu, które cichutko siadywało na stołeczku z wyszywaniem przy samych oczach. Zawsze podnosiła je niespodzianie, jakby wystraszone, a potem zdawała się tłumaczyć pokornym nieśmiałym uśmiechem. Zaś uczeń mój nawet nie raczył przyjmować moich wykładów, wielkodusznie zezwalał, abym mu opracowywał zadania, a sam wałęsał się po mieście. Siedziałem nad jego zeszytami, jakby w nich było pracy nad moje siły. Gdy podnosiłem głowę, dziewczyna szybko spuszczała oczy i czerwieniła się aż po włosy, gdy odezwałem się do niej, oczy jej zamrugały wystraszone, a na ustach jej pojawił się żałośnie płochliwy uśmiech. Nie mieliśmy nic do powiedzenia sobie i byliśmy zawsze ogromnie zakłopotani. Na ścianie