Strona:PL Karel Čapek - Zwyczajne życie.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy. Miewałem wrażenie, iż uczę się dla niego, aby móc mu podpowiadać. Był to jedyny okres, gdy naprawdę uczyłem się chętnie i gdy wszystko miało piękny i dobry sens. Jeszcze dzisiaj słyszę swój własny głosik, natarczywy i gorliwy: — Uważaj-że dobrze i powtarzaj za mną: rośliny jawnopłciowe dzielimy na jednozalążniowe, dwuzalążniowe i bezzalążniowe. — Rośliny dzielimy na jednopłciowe — mruczał mój wielki kolega głosem już całkiem męskim i wpatrywał się we mnie oczami czystemi, wiernemi i oddanemi, jak oczy psa.
Nieco później spotkałem przedmiot innej miłości: ona miała lat czternaście, ja miałem piętnaście. Była to siostra jednego z moich kolegów, który ściął się przy egzaminie z łaciny; wielki awanturnik i niedorajda. Pewnego dnia czekał na mnie w korytarzu pan w znoszonem ubraniu, przygnębiony i łagodnie pijany, ukłonił się i powiedział mi, że jest urzędnikiem tym a tym, przyczem dziwnie trząsł mu się podbródek. Że słyszał, iż jestem takim wyjątkowym uczniem, więc gdybym chciał być taki bardzo łaskawy i dopomóc trochę jego synowi w łacinie i greckim, to... Korepetytora płacić nie jestem w stanie — jąkał się — ale gdyby pan był tak ogromnie łaskaw... —
Nazwał mnie „panem“, czyliż mogłem żądać czegoś więcej? Z zapałem wziąłem się do swego nowego zadania i próbowałem uczyć tego upartego łobuza.